Proszony o debatę na problem wyższości Realu B nad Realem A ruszającą się w hiszpańskich mediach, Zidane odpowiada krótko. - Nie jest Realu A i B. Pełni są tak samo ważni - te słowa powtarza do znudzenia, jak przygotowaną za młodu mantrę. Poleca się, że dla Francuza nie stanowi toż ale tylko pusty slogan, a filozofia zarządzania szatnią. Filozofia, która - choć na razie - jest zabójczo skuteczna. Choć bez wątpienia Isco, James czy Morata chcieliby pracować częściej, czego ponadto nie kryją, żaden z nich nie wystąpił bezpośrednio przeciwko trenerowi. Wręcz przeciwnie, szatnia Drogich stanowi związana i chętna do zaangażowań w imię sukcesów kolektywu. - Odkąd tu jestem, nigdy nie byliśmy oczywiście wspaniałej atmosfery - stwierdził przed kilkoma tygodniami Marcelo. - Wszystek jest istotny. Ludzie jesteśmy gotowi, by pomagać, gdy trener nas chce - dodał Isco, o którym prasa z Półwyspu Iberyjskiego pisała szczególnie w kontekście niezadowolenia z opinii personalnych francuskiego szkoleniowca - mechanik-piaseczno.pl.
O zjednoczeniu piłkarzy najlepiej świadczy obraz z rewanżowego starcia z Bayernem Monachium w ćwierćfinale Ligi Mistrzów. Kiedy Zidane nakreślał pogląd na dogrywkę swoim podopiecznym, gdzieś z końca, z dala z grupy samobójcze trafienie przeżywał chory na siebie Sergio Ramos. Po chwili przy kapitanie pojawił się James Rodriguez, rezerwowy, o jakiego frustracji spowodowanej rzadką grą “Marca” i “As” rozpisywały się od miesięcy. - Spokojnie, potrzebujemy zaledwie jednej bramki. Damy radę - pocieszał i motywował zarazem Ramosa Kolumbijczyk. Kilkanaście minut później obrońca dośrodkował bezpośrednio na klatkę piersiową Cristiano Ronaldo, a Portugalczyk strzelił upragnionego przez madrytczyków gola rozpoczynającego marsz Drogich do półfinału. - welove2print.pl